miałam napisać, że miłość nie istnieje, że to tylko hormony, owulacja, po owulacji, przed okresem, w trakcie okresu i po okresie, a później przed owulacją, w trakcie owulacji....i tak dalej (co kiedy owulacja blokowana jest przez tabletki antykoncepcyjne?) (zobaczyłam teledysk A. Dąbrowskiej i się na nim całowali, przytulali i wygłupiali...jednym słowem mieli seks, chwila nostalgii..., mina downa..., chwila refleksji....co z tą miłością w koncu?)
i napiszę, że miłość nie istnieje! ej...słyszysz? ten shit nie istnieje. hahaha. ok, jeden punkt dla Ciebie, przyznam się, że przez moment pomyślałam, że może i mnie dopadła ta choroba. (bo jak inaczej można nazwać taki stan? chorobą! ale gdzie antidotum szukać?)
jest WIELE różnych rodzajów medykamentów...zakupy, alkohol, szerokopojęty sport, nowa zajawka (może być to jakiś młodzieniec, albo staruszek, albo nawet rówieśnik, whatever), praca, szkoła, druga praca czy druga szkoła, plus inne.
co zrobić kiedy jednak mimo wszytsko, mimo zajawek, pracy, szkoły, drugiej pracy i drugiej szkoły, sprzątania, gotowania, stowarzyszenia i całego tego shitu łapiesz się na tym, że myślisz, że to miłość?
to żadna miłość. to wyimaginowany stan. człowiek jest głupi. idealizuje. tęskni za tym, co niby było takie fajne, takie super, takie zajebiste. wierzy w to, w co chce wierzyć i tak długo jak chce.
ok, mogło się zdawać. wielcy tego świata mówią, że cienka granica między miłością, a nienawiścią :) że wtedy, kiedy huśtawka nastrojów jest duża i huśtasz się aż do oporu to możesz się zgubić....ale nie....granica może jest, pewnie jest nawet cienka, ale istnieje między własną głupotą i jakąś podświadomością, a nienawiścią.
nienawiścią? czy może złością? nienawiścią do czego? złością na co? nienawiścią do takich, na których kiedyś zależało? bo w jakimś sensie na pewno jakoś zależało....złością na to, że....nie mam z kim toczyć swoich wyimaginowanych kłótni albo nikt nie napisze mi 'słodkich snów' na koniec dnia lub początek nocy? a może na to, że nie mam masażu pleców, a lubiłam? i że nie mam paru innych "rzeczy(?)", które również lubiłam....shit, jestem za bardzo rozpieszczona....
ale spoko...może ktoś inny też czegoś nie ma, a też było to lubiane? bo czy można mnie łatwo zastapić? tak łatwo wyrzucić z pamięci obraz moich piersi czy zapach moich włosów? mam nadzieję, że nie. :)
ja luz, wróciłam do swoich idei :D masa chłopców do masażu po plecach, ssania sutków i całowania szyi, tylko żeby nie mieli chlamydii...w końcu każda kobieta ma coś z dziwki....a faceci, jak kiedyś przeczytałam: chcą mieć dziwkę w sypialnii i damę w salonie... :)
kiedyś napisałam irmincia karolkowa :D to było wieki temu, ale pamiętam, a teraz mogę napisać nomoreprivatebitch :)